06 October 2023 0 pictures of Agnieszka Frykowska. Recent images. Hot! View the latest Agnieszka Frykowska photos. Large gallery of Agnieszka Frykowska pics. Movie posters.
Ze swoim towarzyszem - psem. W końcu to najlepszy przyjaciel człowieka. Agnieszka Frykowska to celebrytka w pełnym znaczeniu tego słowa. Nie zajmuje się niczym konkretnym, a ludzie znają ją z udziału w reality show, w szczególności ze słynnej sceny w wannie, i bywaniu na różnych imprezach. Tym razem swój lans Frytka postanowiła ćwiczyć nad polskim morzem, gdzie pojawiła się na Mistrzostwach Polski w Piłce Nożnej Plażowej w Sopocie. Niestety nie towarzyszył jej żaden przystojny mężczyzna. Gwiazdka nie mogła jednak liczyć na brak towarzystwa. Wszędzie spacerowała z…W końcu to najlepszy przyjaciel człowieka. Dołącz do fanów Kozaczka na Facebooku! Czekamy na Ciebie tutaj. Ta strona używa plików cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.. Nie pokazuj więcej tego powiadomienia
Zawód: aktorka. Osoby - związki: mąż Michał Brzeziński (od 2014 r.). Rodzice: Bartłomiej Frykowski i Anna Toth. Dzieci: córka (ur. 2015 r.) Rodzeństwo: przyrodnie siostry: Rozalia Toth i Rozalia Frykowska. BIO : Maja Frykowska urodziła się 23 grudnia 1977 roku w Łodzi. Jest absolwentką Wydziału Aktorskiego w warszawskiej WyższejListen online to Agnieszka Frykowska Zdobywcy Pewnych Oskarow - Moja Milosc Tak Prawdziwa and see which albums it appears on. Scrobble songs and get recommendations on other tracks and artists.
- Zapowiedziałaś zmiany w swoim życiu. Co Ci się w nim nie podobało? Popełniłam parę błędów. Byłam młoda, zwariowana… – Masz na myśli Twój słynny występ w „Big Brotherze”? Między innymi. Poniosło mnie wtedy, jestem bardzo spontaniczna. Zapisałam się w pamięci widzów jako skandalistka, która uprawiała na ekranie seks w wannie. Ale tak naprawdę tam nie było nic obscenicznego ani jednoznacznego. Powiedziałam sobie wtedy, że widać muszę podtrzymywać tradycję skandali w rodzinie. Dużo mnie to jednak nauczyło. Nie chcę, żeby ludzie zapamiętali mnie jako puszczalską Frytkę. Postanowiłam być Agnieszką Frykowską – dorosłą kobietą, którą niełatwo zdobyć, studentką aktorstwa, dziennikarką telewizyjną. Powoli realizuję swoje plany. – Ciężko jest nosić nazwisko Frykowskich? Na pewno. Kiedy znalazłam się w „Big Brotherze”, przekonałam się, jaką siłę ma to nazwisko w środowisku filmowym. I jaki to zamknięty klan. Był taki moment, gdy kompletnie załamana, opuszczona zwróciłam się o pomoc do moich stryjecznych dziadków. Usłyszałam, że mój występ to był dla nich taki szok, że chcieliby zapomnieć, że należę do rodziny. Nie chcieli ze mną rozmawiać, „nie dzwoń do nas więcej”. Niedawno Kajetan Frykowski przeprosił mnie, cofnął tamte słowa. Ale wtedy zostałam skarcona, zlinczowana, ludzie mnie znienawidzili. A co ja takiego zrobiłam? Nikogo nie skrzywdziłam, żadnej żony, dzieci. Zadziałały hormony i tyle. Postanowiłam, że nigdy już o żadną pomoc nie poproszę. I że będę walczyć o siebie samą. – A czego oczekiwałaś? Wsparcia, na pewno nie pieniędzy. Jestem tak wychowana, że kobieta musi być niezależna. Nie umiem podejść do kogoś i prosić o pieniądze, nawet o pożyczkę. Niektórzy uważali, że powinnam zwrócić się do Romana Polańskiego. „Cześć Romek, byłeś przyjacielem mojego dziadka Wojtka Frykowskiego, to daj mi rolę w filmie”. Śmieszne! – Poznałaś Polańskiego osobiście? Poznałam, kiedy przyjechał na premierę „Tańca wampirów” w teatrze Roma. Ja też tam byłam. Z ogromną tremą podeszłam i przedstawiłam się. Dałam mu czerwoną różę. Potem na przyjęciu siedzieliśmy przy tym samym stole i czułam na sobie jego wzrok. Bacznie mnie obserwował, ale nie odzywał się do mnie. Myślę, że doszukiwał się podobieństw do swojego przyjaciela. – Jesteś podobna do dziadka? Trochę na pewno, z oczu. Mam oczy mojego ojca. I na pewno z uporu. Przecież ja, jak się uprę, osiągnę wszystko. Sama buduję swoją pozycję, nikt mi nie pomaga. Sama podnoszę się z dna. – A co było tym dnem? Czas, gdy po „Big Brotherze” ludzie nie chcieli mi ręki podawać, gdy czułam się jak zadżumiona. Chciałam pójść do pracy jako sekretarka, ale żona szefa zemdlała, gdy jej o tym powiedział, i oczywiście nie przyjął mnie. Ale we mnie jest jakby kilka postaci. Raz dziewczynka, dziecko zagubione we mgle, raz drapieżna kobieta, która ze wszystkim sobie poradzi. – A ile jest w Tobie z ojca, Bartka Frykowskiego? Dużo. Niedawno usłyszałam, że mimo operacji nosa i tak nie ucieknę od Frykowskich. Wiele osób, które znały mojego tatę, mówiły: cały Bartek. Ja tak naprawdę, choć byłam dzieckiem nieślubnym, byłam planowana. Jestem dzieckiem wielkiej, prawdziwej miłości. Moi rodzice wymyślili sobie, że mając mnie, będą musieli być razem. – Podobno znali się już od niemowlęctwa? Pierwszy raz spotkali się, jadąc Piotrkowską w wózkach prowadzonych przez mamy. Dzieci sobie pomachały, nie wiedząc, że w tym momencie dopadło je przeznaczenie. A później, gdy moja matka pierwszy raz przyprowadziła Bartka do domu, pod babcią ugięły się nogi. „Wojtek, Boże, Wojtek!” – szepnęła. Znała przecież Frykowskich bardzo dobrze. Była nauczycielką, wywodziła się z łódzkich elit intelektualnych. – Ile lat mijało od „sceny wózkowej”? Około 18. Moi rodzice znali się ze szkoły. Byli wzorcową zakochaną parą. Upodobnili się do siebie tak bardzo, że ludzie brali ich za bliźnięta. – Dlaczego się rozstali? Moja babka Ewa Frykowska zrobiła wszystko, by ich rozdzielić. – Może uważała, że są za młodzi na zakładanie rodziny? Pewnie, że byli za młodzi. Ale oni tak bardzo się kochali. Moja mama do dziś płacze, gdy czyta dawne listy od Bartka. Pisał pięknie. Był jej jedyną miłością, mężczyzną jej życia. Ale Bartek uwielbiał też swoją matkę. Nie chciał postąpić wbrew jej woli. A moja mama była na tyle ambitna i „charakterna”, by się nie narzucać, nie walczyć. Zrezygnowała, wyjechała do Niemiec, tam próbowała ułożyć sobie życie. Urodziła drugie dziecko, mam siostrę. Lecz już nigdy nikogo nie pokochała tak jak mojego tatę. – Twój ojciec też się potem ożenił, miał dwoje dzieci… No tak, nie mógł przecież żyć samotnie, to nie ten typ. Mam po nim jeszcze siostrę Różę i brata. Pamiętam, był taki czas, że moja mama, żona Bartka Monika i on spotykali się we trójkę. Nawet razem kupowali wózek dla Róży. Ale ich drogi na trwałe się rozeszły – za dużo było w tym wszystkim emocji. Monika nie lubiła, gdy ja u nich bywałam. – Dziwisz się? Nie dziwię. Byłam żywym dowodem miłości jej męża do innej kobiety. Dzieckiem bardzo przez niego kochanym. Był przy mamie, kiedy się rodziłam. Do mojego drugiego roku życia opiekował się mną. Nazywał mnie „moja mała, ciepła kluseczka”. – Ale odrzucił Cię potem? Wyjechał ze swoją rodziną za granicę na kilka lat. Nie widywaliśmy się. To do dzisiaj we mnie pokutuje, bo obsesyjnie boję się porzucenia i być może mężczyźni tego się obawiają. W każdym razie ja za nim tęskniłam. Śnił mi się. Miałam taki sen, że widziałam go prawie jak na jawie. Albo biegłam ulicą, bo wydawało mi się, że stoi na rogu. Z bliska okazywało się, że to nie on. Cały czas czułam jego obecność, aż do bólu. I nagle rzeczywiście go spotkałam, niespodziewanie. Miałam wtedy 15 lat. – W jakiej to było sytuacji? W Łodzi jest taki modny klub Fabryka. Zawsze są tam tłumy. Przeciskałam się między ludźmi i nagle czuję, że ktoś mi nadepnął na palce. Podnoszę głowę zła i widzę mojego ojca. Najpierw wydawało mi się, że to omamy – przecież on jest w Niemczech. Ale wrzasnął na mnie: „Co ty tu robisz, gówniaro, w takim lokalu, o takiej godzinie! Natychmiast wychodzimy!”. Ja na to: „Nie będziesz mi teraz ojcował, po takiej przerwie”. Ale wyszliśmy, zabrał mnie do kafejki, rozmawialiśmy. Zadzwoniliśmy nawet do mojej babci, bardzo się ucieszyła, bo zawsze lubiła Bartka. Ta rozmowa była niezwykle ważna. Snuliśmy plany na przyszłość. Powiedział, że odtąd chce mieć ze mną stały kontakt i że mnie kocha. Tak bardzo mi to było wtedy potrzebne… – Sześć lat później nie żył. Tak, wcześniej spotkaliśmy się tylko raz, u niego podczas Wielkanocy. Zachęcał mnie, żebym poszła do szkoły aktorskiej, mówił, że mi pomoże. Zaprosił mnie na plan „Ogniem i mieczem”, ale nie mogłam pojechać, bo miałam obronę dyplomu w mojej szkole hotelarskiej. Potem na jakiś czas kontakt się urwał. Ja dalej się uczyłam, on w Warszawie realizował jakieś projekty. Noc jego śmierci była dla mnie bardzo niespokojna. Byłam pełna jakichś złych przeczuć, nie mogłam zasnąć. O szóstej rano poderwał mnie telefon. To była Róża. Strasznie płakała: „Agnieszko, nasz ojciec nie żyje!”. Osłupiałam przy słuchawce: „Kto nie żyje???”. „Nasz tato, nasz tato!”. Runął cały świat. Babcię zbudził mój ryk, spazmy. Krzyczałam, że nigdy go nie było, a teraz straciłam nadzieję na odbudowanie czegokolwiek. Już niczego nie da się nadrobić. – Wiedziałaś o obsesji noża u Frykowskich? To nie tak, że mój ojciec miał jakąś obsesję. On się fascynował nożami, kolekcjonował je. Jego ojciec przecież też zginął od noża. Ale chyba nigdy nie targnąłby się na życie w taki sposób. Tak myślałam. Dziś nie jestem pewna… Sądzę, że zginął z miłości. Nie mógł już więcej udźwignąć. Mój ojciec był trochę szalony. Mama mi opowiadała, że gdy jeszcze z nią mieszkał, groził, że jak nie powie mu, że go kocha, to wyskoczy z okna. Trzymał się parapetu i udawał, że skacze. Takie żarty. Ale wtedy… nie miał powodu umierać. Snuł plany, dostał zlecenia z Niemiec na nowe projekty filmowe. Nigdy się nie dowiem, co naprawdę się stało. I myślę, że może nawet nie chciałabym wiedzieć. – Masz jak ojciec skłonności do depresji? Jak jestem zakochana, to na zabój, jak on. Zapominam o całym świecie, zatracam się w miłości. Staję się zaborcza. Mężczyznę, którego kocham, chciałabym zamknąć na klucz, schować przed wszystkimi. To może powodować depresję, frustrację. Półtora roku temu zerwałam bardzo toksyczny związek ze starszym o 27 lat mężczyzną. Dużo mnie to kosztowało, ale nigdy nie pomyślałam o samobójstwie. Potem byłam sama. Tak, naprawdę sama. I dopiero kilka tygodni temu spotkałam faceta, który mnie sobą porwał. I znowu fruwam. – Wróćmy do rodziny Frykowskich. Miałaś z nią jakieś bliższe relacje? Kiedyś starałam się nawiązać bliskie kontakty z moim przyrodnim rodzeństwem, ale zostałam odrzucona i „olana”. Potem już nie próbowałam. Śmierć ojca też nas nie zbliżyła. Z babcią Frykowską również nie mam żadnych relacji. Poznałam ją jako dziecko. Wydała mi się bardzo piękna, taka złotowłosa królewna. Obiecywała, że się mną zajmie. Skończyło się na słowach. Myślę, że mnie nie lubi, bo przypominam jej o młodzieńczej miłości syna, której nie zaakceptowała. Kiedyś pragnęłam mieć w niej kogoś bliskiego. Dziś już nie. – A przecież masz w sobie jej krew. Mam książęcą krew 0 Rh-. Tak sobie myślę, że jeśli będę miała własne dziecko, może będzie chciała je zobaczyć. W końcu to będzie jej prawnuk. – Śledzisz losy Frykowskich? Przeczytałam wszystko na ich temat. To była niezwykła rodzina: artystów, filmowców… No i Ewa Frykowska, której mężczyźni padali do stóp. Jestem dumna z moich przodków. – Jesteś pełnoprawną spadkobierczynią tej rodziny? Tak, lecz nie wiem, czy kiedykolwiek ujrzę choć centa z milionów dolarów, jakie mój ojciec miał odziedziczyć. To majątek gromadzony w Stanach, procent od sprzedaży twórczości Mansona, który sądownie został przyznany jako odszkodowanie dla rodziny Wojtka. Być może zajmę się tym w przyszłości. Trzeba mieć dobrego prawnika. – Co byś zrobiła z takim majątkiem? Banalnie – kupiłabym sobie jakiś dom, samochód. Ale chciałabym też wybudować piękny dom starców. Mam słabość do starych ludzi, może dlatego, że wychowywała mnie babcia. Takim domem mogłabym oddać hołd mojemu ojcu. W przyszłości stworzę fundację imienia Bartka Frykowskiego. Nie chciałabym, żeby został zapomniany. – Rozmawiasz z nim czasem? Często, i mam wrażenie, że mnie słucha. W Zaduszki chodzę na jego grób i gadam do niego, i gadam. Aż ludzie patrzą, że jakaś wariatka chyba. Gdy jest mi źle, opowiadam mu o tym i robi mi się lżej na duszy. A gdy już było mi tak totalnie źle po „Big Brotherze”, byłam rozbita i nie wiedziałam, w którą stronę mam iść, wyjechać, zostać, poszłam na cmentarz. Padał straszny deszcz. Mówię: „Tato, daj jakiś znak, że mnie słyszysz”. I w tym momencie rozstąpiło się niebo, wyszło słońce, oświetlając moją zapłakaną twarz. I to mnie tak rozbiło, że wyjąc, padłam na jego grób. Czasami mam wrażenie, że on patrzy na mnie z góry i jest ze mnie dumny. Z tego, że konsekwentnie realizuję moje plany, że studiuję w szkole aktorskiej, że mam ambicje. – Wierzysz w fatum? Czy ja wiem? Nie chcę w nie wierzyć, bo znaczyłoby to, że mamy niewielki wpływ na swój los. A czasami myślę, że jeśli było fatum, jakaś klątwa, to dotyczyła ona męskiej linii rodu. I że może to ja właśnie będę tą Frykowską, która przełamie złą passę, odwróci złą energię. I że będzie cudownie. Spotkamy się przy okrągłym stole, będziemy się bratać i całować. Czuję, że mam w sobie siłę, by tego dokonać. Idę przez życie przebojem, dostaję po tyłku, podnoszę się i idę dalej. Rozmawiała Krystyna Pytlakowska Zdjęcia: Mateusz Stankiewicz/AF Photo Stylizacja: Alicja Werniewicz Makijaż i fryzury: Natalia Grewińska/Kayax Produkcja: Elżbieta Czaja MANAGEMENT/BOOKING KONCERTÓW: AMBER AGENCY +48 501 729 164MANAGEMENT/BOOKING KONCERTÓW: amber@amber-agency.plWSPÓŁPRACA: chwytakcommercials@gmail.comZAKAZ KO – Nie widziałyście się aż 10 lat. Czy po pogrzebie Bartka Frykowskiego nie miałyście potrzeby, by się do siebie zbliżyć? Ewa Morelle: Boże, serce mi wtedy pękało. Agnieszka ma taką twarz... Taką, jak mój syn. Jego oczy, nos, usta. Nie mogłam na nią patrzeć. Przecież ja wtedy też prawie umarłam. Musiałam kierować się tym, co nakazywała mi odporność psychiczna. Agnieszka stała się częścią najbardziej dramatycznego etapu mojego życia. Agnieszka Frykowska: Babciu, ja do dziś nie rozumiałam, dlaczego odwracałaś ode mnie wzrok... Ewa Morelle: Czas złagodził ból. Już nie jest taki ostry. Miewam czasem nawroty depresji. Nigdy nie pogodzę się ze śmiercią syna. Ale nauczyłam się po prostu z tym żyć. Kto stracił dziecko, wie, że to są dwie różne sprawy. – Ale już możecie się spotykać? Pogodziłyście się? Ewa Morelle: My się nigdy nie pokłóciłyśmy. Agnieszka Frykowska: Nas ludzie rozdzielili. Powtarzali, że babcia jest chłodna, wyniosła. Że ma do mnie pretensje o to, że wystąpiłam w „Big Brotherze”. Nie szukałam z nią kontaktu. Ewa Morelle: To wszystko nieprawda. Agnieszka dorosła. Dogaduję się z nią o wiele lepiej. Gdy była dzieckiem, nie miałam dla niej czasu. Wysyłałam tylko listy, prezenty. Agnieszka Frykowska: Po prostu miałaś własne małe dziecko. Ewa Morelle: Mój młodszy syn, a twój stryj Filip, urodził się dwa miesiące przed tobą. Jesteście z tego samego rocznika. W jednej chwili zostałam i matką, i babcią. Agnieszka Frykowska: Rozumiem cię. A ja miałam swoją ukochaną babcię Jadzię, która była dla mnie wszystkim. I mamą, i ojcem jednocześnie. Bo moja mama przecież wyjechała do Niemiec za chlebem. Jak sobie teraz pomyślę, że pojawiłabyś się wtedy, w moim dzieciństwie, to… Babcia Jadzia jest konserwatywna, boi się takiego szalonego życia, jakie ty wiodłaś. Miałaś tyle związków, romansów, domów. Gdybyście chciały każda przeciągnąć mnie na swoją stronę, chybabym dostała schizofrenii. Ja zawsze powtarzam: mistrz zjawia się wtedy, gdy uczeń jest gotowy. Teraz ten czas nastąpił. – Agnieszko, czytałaś książkę Ewy „Słodkie życie”, w której opisuje swoją młodość, sławnych dziś przyjaciół, małżeństwo z Twoim dziadkiem Wojtkiem Frykowskim, kochanków? Agnieszka Frykowska: Pewnie. Jednym tchem. – I? Agnieszka Frykowska: I pomyślałam, że zazdroszczę jej czasu młodości. Takiego frywolnego, szalonego. A najbardziej mi się podobało, że moja babcia była kobietą odważną i spontaniczną. Teraz wiem, że jest taka nadal. – Nie wiedziałaś, że jesteś wnuczką legendy lat 60.? Agnieszka Frykowska: Wiedziałam, że jest przebojowa. Wszyscy wspominali, że była wielką pięknością. Nadal jest piękna. Miała charyzmę. Ma ją zresztą do dziś. Ewa Morelle: Żyłam tak nie dlatego, że to lubiłam, tylko nie miałam gdzie mieszkać. Żyliśmy z dnia na dzień. Zarabiałam na statystowaniu do filmów. Miałam 16 lat, gdy już brałam udział w pokazach Telimeny. Dziergałam sukienki szydełkiem i sprzedawałam je. Radziłam sobie, jak mogłam. W innych czasach skończyłabym szkołę plastyczną. I malowałabym. Dopiero trzy lata temu ziściło się moje marzenie o malowaniu. Otworzyłam własną galerię. Zdopingował mnie do tego mój syn Filip, który jest adwokatem w Londynie. To wspaniały człowiek. To jemu udało się przywrócić mnie do życia po śmierci Bartka. Agnieszka Frykowska: Dlaczego nie poszłaś do liceum plastycznego? Ewa Morelle: Dziecko, z powodów politycznych: aresztowano mojego ojca, gdy miałam 13 lat. Potem wprawdzie go wypuszczono, ale wstydziłam się tego. Nie rozumiałam tej sytuacji. Nie poszłam na egzamin, bo bałam się, że zaczną mnie o tatę wypytywać. To właściwie wywarło wpływ na całe moje życie. Agnieszka Frykowska: A w wieku 15 lat zakochałaś się w Wojtku, moim dziadku? Ewa Morelle: Najpierw to on się we mnie zakochał, on mnie poderwał. Pobraliśmy się, a gdy miałam 19 lat, urodził się Bartek. Agnieszka Frykowska: I tak weszłaś w rodzinę Frykowskich. Klan właściwie. Dla mnie historia tej rodziny zaczęła się dopiero, gdy pokazałam się w telewizji. I zaczęto pisać: „To Agnieszka z TYCH Frykowskich”. Przedtem nie miałam pojęcia o moich korzeniach, nie interesowały mnie. Zresztą długo nikt nie opowiedział mi o tragicznej śmierci dziadka zabitego przez bandę Mansona w willi Romana Polańskiego. Kiedy się dowiedziałam, doznałam szoku. – Pani Ewo, dlaczego nie używa Pani nazwiska Frykowska? Ewa Morelle: Chciałam się odciąć od niego. Podzieliłam swoje życie na połowę. Z Wojtkiem i bez Wojtka. Był moją wielką miłością, ale nie jestem kobietą, którą się zdradza. Rozstaliśmy się więc. Potem on się drugi raz ożenił ze znaną poetką (Agnieszką Osiecką – przyp. red.). Nie chciałam mieć z nazwiskiem Frykowscy już nic do czynienia. Rodzina Wojtka zrobiła mi wiele złego. Zwłaszcza teściowa. – Wiem. Zabrała Pani dziecko. Ewa Morelle: Moje malutkie dziecko. Mojego Bartka. Walczyłam o niego, ale nie miałam szans. Padał argument, że jestem za młoda, zbyt nieodpowiedzialna. Że nie mamy ustabilizowanej sytuacji życiowej. A przecież moja mama i ojciec by mi pomogli. Najgorsze, co może być, to zabrać matce dziecko. Jeszcze gorsza jest tylko jego śmierć. Dopiero gdy Bartek dorósł na tyle, by samemu o sobie decydować, zaczęliśmy się regularnie widywać. Ja już mieszkałam za granicą – wyjechałam w 1972 roku. Po kilku latach wyszłam za Morelle’a – biznesmena. I musiałam już żyć tak, jak on mi dyktował. – Pani? Taka niezależna osoba? Ewa Morelle: Kobiety, nie macie pojęcia, jak żyją żony na Zachodzie. One nie mają nic do gadania. Żona ma siedzieć cicho i pilnować wszystkiego, a rządzi mąż. Gdy wyszłam za Morelle’a, miałam dużo obowiązków – zadbać o cztery domy, 12 samochodów. A mąż jeździł w interesach. Agnieszka Frykowska: Ale znalazłaś czas, żeby pomagać mojemu ojcu, gdy związał się z moją mamą. Ewa Morelle: Dla syna zawsze trzeba mieć czas. A oni byli dziećmi. Wynajęłam im mieszkanie. Ty urodziłaś się w 1977 roku. Zobaczyłam cię dopiero po kilku miesiącach, bo sama przecież zostałam drugi raz matką. Agnieszka Frykowska: Pamiętam cię. Już miałam kilka lat, gdy babcia Jadzia zabrała mnie do łódzkiego Grand Hotelu po jakimś pokazie mody. Szłaś do nas, dziewczyna uczesana w kitkę, w dżinsach, białym T-shircie. Babcia Jadzia mówi: „To twoja babcia Ewa”. Jak to? Ta dziewczyna? Tyle zapamiętałam. Ewa Morelle: Byłaś bardzo ładną dziewczynką, trochę nieśmiałą. Wiedziałam jednak, że będziesz piękna i sławna. Że dojdziesz do czegoś. Agnieszka Frykowska: Jako dziecko byłam zamknięta w sobie. Dużo myślałam, mało mówiłam. Uczyłam się, czytałam. Nie chodziłam na balangi. Trzymano mnie pod kloszem. I dopiero jak zerwałam się z tej smyczy, chciałam wszystkiego naraz. Ale teraz znowu wszystko wraca na swoje miejsce. Ewa Morelle: Jesteś bardzo podobna do swojego ojca i stryja. Masz ich wrażliwość, poczucie humoru. Ich inteligencję. I jesteś utalentowana, artystyczna natura. Agnieszka Frykowska: Jestem podobna do ciebie, zewnętrznie też. Ewa Morelle: Moja koleżanka Hanka Morawiecka, gdy nas zobaczyła, zawołała: „Wyglądacie jak siostry! Te same oczy, włosy, uśmiech”. Chociaż uważam, że oczy masz ładniejsze. Agnieszka Frykowska: Babciu, to ty byłaś najpiękniejszą kobietą w Polsce. – Zaprosiłaś babcię na premierę sztuki, w której grałaś główną rolę. I tak spotkałyście się po 10 latach. Jakie to uczucie? Agnieszka Frykowska: Zaprosiłam. Chciałam, żeby zobaczyła, że coś potrafię. Że jestem aktorką. To było moje przedstawienie dyplomowe, zagrałam w „Ślubach panieńskich” z Olafem Lubaszenką. Ewa Morelle: Byłam trochę przestraszona. Denerwuję się zawsze, gdy idę na premierę, w której gra ktoś znajomy. A tu tym bardziej – wnuczka. I byłam zachwycona, bo ona naprawdę ma talent. – Zaskoczyła Panią? Ewa Morelle: Zaskoczyła. Agnieszka Frykowska: Bardzo się denerwowałam, chociaż jak dostałam od babci Ewy przed przedstawieniem różyczki i kartkę, napełniło mnie to otuchą. Ewa Morelle: Zawsze wiedziałam, że nie utoniesz. Skończyłaś wcześniej szkołę hotelarską, nie byłaś na niczyim utrzymaniu, radziłaś sobie świetnie. Odpowiadasz za siebie. Agnieszka Frykowska: Nie mam czasu na głupie decyzje. Przede wszystkim muszę osiągnąć coś zawodowo. Napisałam pracę licencjacką o Romanie Polańskim i początkach jego kariery. Dostałam piątkę. A teraz piszę o nim pracę magisterską i właśnie wysłałam list z prośbą o wywiad. – Babcia Ci nie pomaga w kontaktach z nim? Byli przecież zaprzyjaźnieni? Ewa Morelle: Agnieszka musi działać sama. Dopiero wtedy można poznać smak sukcesu. Agnieszka Frykowska: Poczułam go już, gdy na drugi dzień po premierze spotkałyśmy się we trzy – obie babcie i ja. Poczułam, że mam rodzinę. Moje babcie się porozumiały i to też jest dla mnie ważne. Ewa Morelle: Mamy wspólny cel, żeby sprawy zawodowe Agnieszki dobrze się potoczyły. To dla niej czas pracy, a nie zabawy. Musi ugruntować swoją pozycję. Agnieszka ma już wypracowany image. Ma mój charakter, nie jest rozmemłana, stoi mocno na ziemi. Agnieszka Frykowska: Dałaś mi swoją determinację. Niedawno zagrałam w jednym z odcinków „Tancerzy” i walczę dalej. Chodzę na castingi i się nie poddaję. – Jesteście do siebie. Obie kierujecie się intuicją? Agnieszka Frykowska: Kiedyś spodobała mi się najmodniejsza lalka Barbie. Babcię Jadzię nie było na nią stać. I nagle przychodzi paczka z Paryża od babci Ewy. A w niej ta właśnie lalka. Skąd wiedziałaś, że tak jej pragnę? Ewa Morelle: Nikt nie musiał mi o tym mówić. Wyczułam to. – Z książki dowiedziałam się, że miewa Pani przeczucia. Ewa Morelle: Gdybym miała przeczucie, przyjechałabym do Polski przed śmiercią Bartka. Spóźniłam się o tydzień. Gdybym była wtedy blisko, on nadal by żył. – Łączy Was też teraz wspólny cel – walka o spadek? Ewa Morelle: Jak to słyszę, mam wrażenie, że wszyscy powariowaliście. Moja była teściowa rozpętała całą sprawę. Bartkowi amerykański sąd przyznał pół miliona dolarów odszkodowania. Gdy Bartek umarł, spadek przeszedł na jego dzieci. Ale wypłacić je musi Manson, który siedzi w wiezieniu. Jak człowiek uwięziony może wypłacić jakieś pieniądze?! Ta sprawa musi być rozstrzygnięta pomiędzy dwoma krajami i dwoma sądami. I to dopiero, jak Manson umrze. Agnieszka Frykowska: A tu piszą artykuły, że ja już mam te pieniądze. I że zniknęłam z towarzystwa, nigdzie mnie nie widać, bo widocznie pilnuję konta w banku. A ja ograniczyłam wyjścia na imprezy. Wolę posiedzieć w domu, poczytać lub wyjść na spacer z psem. Co tydzień mam nagrania mojego programu „Lub czasopisma” dla Tele5. Prowadzę rozmowy na temat kolejnych projektów. Ewa Morelle: Możliwe, że coś kiedyś Agnieszka dostanie. Na razie będzie mieć to, co sama wypracuje. – Masz z babcią jakieś wspólne plany, wspólne marzenia? Agnieszka Frykowska: Rozmawiamy o tym. Chciałybyśmy zrobić film „Unosząc się lekko nad ziemią” oparty na scenariuszu mojego taty, który pisał w ostatnich miesiącach życia. Już jest ktoś tym zainteresowany. – Macie poczucie, że klątwa ciążąca nad Waszą rodziną została zdjęta? Że już nic złego się nie wydarzy? Ewa Morelle: Nie wiem, czy to klątwa. Raczej przeznaczenie. Agnieszka Frykowska: Trochę się boję o tym rozmawiać. Jest drugi świat istniejący równolegle i są sprawy niepoznane naukowo. Ale myślę, że legenda rodu teraz nabiera innego wyrazu. Nigdy dotąd nie miałam w sobie takiego spokoju, jaki mam teraz. Po raz pierwszy wiem, dokąd idę i co chcę robić. Ewa Morelle: I masz być szczęśliwa. Rozmawiała Krystyna Pytlakowska Zdjęcia Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek/ Stylizacja Andrzej Sobolewski/D’vision Art Makijaż Wilson/D’vision Art Fryzury Piotr Wasiński Produkcja sesji Ania Wierzbicka .